Do 2025 r. po polskich drogach jeździć ma milion samochodów elektrycznych – to założenie Planu Rozwoju Elektromobilności, który we wrześniu przedstawiło Ministerstwo Energii. Co trzecie auto ma być wyprodukowane w Polsce. To bardzo ambitne założenia, których nie sposób nie poprzeć. Ale czy możliwe do zrealizowania?

Auta na prąd – polska edycja

W Polsce zarejestrowane są dzisiaj 23 miliony aut. Ponad 20 mln z nich to samochody osobowe. Dominują pojazdy stare, mające po 10-20 lat. Spalają przeważnie benzynę (56,4% z nich) i olej napędowy (28,9%). Pozostałe zasilane są gazem LPG. Leciwe, spalające dużo auta zwiększają emisję spalin i w znaczący sposób obniżają komfort życia, szczególnie w miastach. Co więcej Polska kupuje na za granicą 97% potrzebnej ropy naftowej.


Dlatego, jak podkreśla Ministerstwo Energii, oparcie się o samochody na prąd pozwoli poprawić jakość powietrza i stan zdrowia Polaków, zmniejszyć uzależnienie od importu i poprawić bezpieczeństwo energetyczne. Da także impuls do rozwoju przemysłu i potencjału naukowego. Trudno nie zgodzić się z tymi strategicznymi kierunkami. Rząd, by je zrealizować, postanowił podzielić działania na trzy etapy, z których pierwszy - przygotowawczy – potrwa do 2018 r. Resort energii zapowiada też zachęty do zakupu aut elektrycznych, takie jak likwidacja akcyzy na samochody elektryczne, odliczenie nawet 100% VAT w przypadku zakupu czy leasingu niskoemisyjnego auta firmowego. Pierwsze 100 tys. samochodów elektrycznych ma uzyskać dopłaty (nie wiadomo w jakiej wysokości). Wsparcie będzie pochodzić z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu.


W ilu procentach projekt elektromobilności w Polsce jest zaawansowany? Na razie jesteśmy blisko zera. Cztery grupy energetyczne - Enea, Energa, PGE i Tauron założyły spółkę, której celem jest stworzenie podstaw do budowy elektromobilności w Polsce. Działalność spółki ma „wpłynąć na  rozwój rynku pojazdów elektrycznych i umożliwić polskim przedsiębiorcom konkurowanie za granicą”. Państwowi potentaci liczą na to, że rozwój aut o napędzie elektrycznym zapewni im stabilny popyt na energię. Można przypuszczać, że ich celem będzie w pierwszej kolejności rozbudowa sieci stacji ładowania. Pakiet na rzecz czystego transportu przewiduje, że już w 2020 r. w 32 aglomeracjach będziemy mieli 6400 punktów ładowania (obsługujących jeżdżących już wówczas po krajowych drogach 50 tys. samochodów elektrycznych (!)).


Jednak dużo więcej niż państwowa energetyka mają dziś do powiedzenia firmy prywatne. Ursus we wrześniu wprowadził na rynek mały samochód dostawczy o napędzie elektrycznym, do wykorzystania np. przez służby komunalne w miastach. W ofercie firma posiada już m.in. autobus elektryczny, który jest wykorzystywany w transporcie publicznym w Lublinie. Tymczasem Solaris z podpoznańskiego Bolechowa produkuje autobusy na baterie od 2011 roku. Dotychczas sprzedał ich w kraju i za granicą blisko 80 sztuk.


Już nawet doświadczenia polskich firm pokazują, że polska energetyka dołączając się do rozwoju elektromobilności nie wytycza w żaden sposób nowego kierunku ani nie wyprzedza światowych trendów, jak można czasem usłyszeć. Samochody na prąd nie są pomysłem nowym. Dołączamy po prostu do toczącej się już na ogromną skalę światowej rewolucji.


Kierunki rozwoju wytycza już nie świetna marketingowo amerykańska Tesla, ale raczej rynek chiński. Celem tamtejszego rządu jest osiągnięcie do 2025 r. celu sprzedaży wynoszącego 3 mln aut rocznie. Rozwijane są nie tylko samochody elektryczne, ale również te o napędzie hybrydowym i wodorowym. Rozwojem aut bez rury wydechowej zajmuje się tam około 200 firm. Chińskie władze oceniły niedawno, że tych inicjatyw jest już za dużo i zamierzają zaostrzyć normy techniczne dla projektowanych modeli.
Norwegowie mają auta miejskie Buddy. Nad rozwojem tej technologii pracowali ponad 20 lat. W Czechach pilotażowy projekt elektryfikacji transportu ruszył już 5 lat temu. Niemiecki rząd z myślą o wsparciu swojego przemysłu motoryzacyjnego uruchomił program dotacji wart 1 mld euro. Nabywcy aut z silnikiem hybrydowym mogą liczyć na 3 tys. euro dopłaty a tych napędzanych wyłącznie energią elektryczną – 4 tys. euro. Wspierana jest również budowa stacji ładowania. Program potrwa do 2019 r. i powinien wystarczyć na dopłaty do 300-400 tys. samochodów. Kolejne 600 mln euro dołożą BMW, Daimler i Volkswagen.


Doświadczenia ze świata pokazują, że nie tylko nie musimy w Polsce wymyślać całej koncepcji elektromobilności na nowo, ale również mamy wiele przykładów i doświadczeń, z których można czerpać. Warto więc się na nie otworzyć.


Jest też kilka pytań, ma które powinniśmy sobie szczerze odpowiedzieć: czy w kraju, w którym najczęściej kupuje się auta używane, znajdzie się do 2025 r. popyt na milion „elektryków”? Czy jesteśmy w stanie wyprodukować krajowymi siłami 300 tys. aut,  jak przewiduje dzisiejszy Pakiet na rzecz czystego transportu? Nawet jeśli okaże się, że odpowiedź na oba pytania brzmi „nie” i zakładane cele uda się zrealizować tylko częściowo, to zdecydowanie warto przyspieszyć działania wspierające rozwój elektrycznego transportu.


Trzeba pamiętać, że prowadzone na świecie badania dotyczą tego, jak zwiększyć zasięg aut elektrycznych (najlepsze z nich są w stanie przejechać około 500 km na jednej baterii) oraz jak obniżyć ich cenę. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać, że tam gdzie największe koncerny inwestują miliardy dolarów w badania i rozwój, tam wcześniej czy później postęp się dokona. A rewolucja w zakresie elektrycznego  transportu przyjdzie do Polski niezależnie od tego czy kraj aktywnie się w nią włączy, czy tylko będzie odbiorcą technologii.